Pomylilem sie co do Amerykanow. Nastepnego dnia zaroilo sie od nich nad wodospadami. Trudno bylo przewidziec, ze jest to miejsce az tak przeludnione, bo przeciez lezy niemal w srodku dzungli. Wstep do parku kosztuje krocie (85 peso od zagranicznej glowy). Niemcy, Amerykanie, Amerykanie Lacinscy, Chinczycy, wciaz ani sladu Polakow ;). W centrali, do ktorej z Puerto Iguazu dojezdza autobus za 5 peso, dostajesz mape, co bys sie nie zgubil, bo moze cie pozrec puma, a i tak wszystkie szlaki sawylozone kostka brukowa i swietnie opisane rowniez po angielsku. Do pierwszych wodospadow mozna dostac sie kolejka. Nie polecamy tej opcji. Pociag odchodzi co pol godziny i sa do niego straszliwe kolejki, wiec wcale nie jest powiedziane, ze sobie nie poczekasz jeszcze na nastepny. Znacznie lepiej przespacerowac sie zarowno do tych blizszych katarakt, jak i do punktu kulminacyjnego (Gargata Del Diablo). To miejsce zreszta doskonale pasuje na deser. Kto widzial w zyciu nawet 100 roznych wodospadow, ale nie stal nad gardlem diabla w Iguazu, niech mi to wybaczy, ale nie widzial nic. Wrazenie bliskosci z czyms tak przepoteznym odbiera nawet mowe. Wynagradza to wszelkie pretensje zwiazane z przesada, w jaka popadl park narodowy przy dogodnosciach dla turystow i, co wazniejsze, z iloscia tych ostatnich. Bo park scywilizowany jest w znacznie zbyt duzym stopniu. Wszystko wybetonowane, wszystko ogrodzone. W tej tak zwanej dzungli mozesz poruszac sie nawet na wozku inwalidzkim, kupic miliardy pamiatek (ze niby to oryginalne wyroby Indian Guarani), zjesc w jednej z kilku restauracji, oczywiscie za wysoka oplata. Denerwuja tez (jak wszedzie na swiecie) zorganizowane wycieczki Koreanczykow, karmiacych z reki oposy czipsami i fotografujacych je telefonami komorkowymi. Wszyscy niedzielni turysci podnosza wzrok na korony drzew w poszukiwaniu Tukana Grande. Tego niestety nie zdolalem dostrzec, naogladalem sie za to mnostwa kolorowych motyli, najrozniejszych rozmiarow, ktore siadaly nam na glowach i ramionach. I w koncu ja takze uleglem turystycznej schizofrenii, dzielac sie z jednym zarlocznym oposem winogronami, zeby go zaraz uchwycic w obiektywie.
Na Iguazu bardzo czesto pada, a wlasciwie rzadko kiedy nie pada. Tego dnia jednak pogoda dopisala, to znaczy potworny amazonski deszcz lunal dopiero w drodze powrotnej. Padal juz tak do wieczora i uszkodzil w miescie instalacje elektryczna, pozbawiajac miasteczko pradu na kilka godzin. Przed noca udalismy sie jeszcze do naszej ulubionej, codziennie pustej restauracji na hamburguese, canelones i amerykanskiego Budweisera. Wyslalismy tez pocztowki. Niektore z nich przedstawialy pieknego tukana grande, o poteznym kolorowym dziobie, ktorego niestety na granicy trzech panstw, porosnietej bujna dzungla udalo mi sie zobaczyc jedynie na plakatach reklamowych.
Na Iguazu bardzo czesto pada, a wlasciwie rzadko kiedy nie pada. Tego dnia jednak pogoda dopisala, to znaczy potworny amazonski deszcz lunal dopiero w drodze powrotnej. Padal juz tak do wieczora i uszkodzil w miescie instalacje elektryczna, pozbawiajac miasteczko pradu na kilka godzin. Przed noca udalismy sie jeszcze do naszej ulubionej, codziennie pustej restauracji na hamburguese, canelones i amerykanskiego Budweisera. Wyslalismy tez pocztowki. Niektore z nich przedstawialy pieknego tukana grande, o poteznym kolorowym dziobie, ktorego niestety na granicy trzech panstw, porosnietej bujna dzungla udalo mi sie zobaczyc jedynie na plakatach reklamowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz